wtorek, 19 czerwca 2012

CHORWACJA - HISZPANIA 0-1



Ale kto wie, czy gdyby w 59. minucie Iker Casillas nie uratował Hiszpanów, z turniejem nie pożegnaliby się mistrzowie świata i Europy.
Mecz w Gdańsku był spotkaniem pod specjalnym nadzorem. Kibice czekali nie tylko na to, co pokażą Andres Iniesta czy Luka Modrić, ale też na to, czy Hiszpanie i Chorwaci nie zagrają przypadkiem na remis 2:2 lub wyższy, który zapewni awans obu drużynom, a wyrzuci z turnieju Włochów. Cała Italia płakała zresztą od kilku dni, a włoskie serwisy obawiały się "gdańskiej hańby" i "drugiego Gijon". Sięgały aż do mundialu w 1982 r., kiedy reprezentacja Niemiec, właśnie w Gijon, zmierzyła się z Austrią. Jednobramkowe zwycięstwo Niemców dawało obu drużynom awans do dalszej fazy, kosztem Algierii. I Niemcy wygrali 1:0. Dla Włochów bardziej bolesne było jednak Euro w 2004 r., kiedy Szwecja i Dania w ostatnim spotkaniu grupowym w Porto zagrały pod siebie, remisując 2:2, co oznaczało dla piłkarzy Italii pożegnanie z turniejem.


Już pierwsze minuty meczu w Gdańsku pokazały jednak, że grania na remis nie będzie. Atakowali - jak zwykle - głównie Hiszpanie, a niezłe sytuacje mieli Xavi, Fernando Torres czy David Silva, a z dystansu strzelali środkowi obrońcy - Sergio Ramos i Gerard Pique. Najwięcej emocji wzbudziła jednak sytuacja z 27. minuty, kiedy Ramos zaatakował wślizgiem w polu karnym Mario Mandżukicia. Chorwacji domagali się karnego, ale zarobili tylko żółtą kartkę. Za dyskusję z sędzią dostał ją Vedran Corluka.


Hiszpanie, podobnie jak przed poprzednimi meczami w Gdańsku - z Włochami i Irlandią, domagali się podlania murawy na PGE Arenie, na co muszą się jednak zgodzić obie drużyny. Po meczu z Włochami (1:1) zrobili awanturę, że murawa była za sucha, nazywali ją "katastrofalną". Przed spotkaniem z Irlandczykami, choć rywale nie robili problemów, zraszanie trawy nie było potrzebne, bo w Gdańsku padało. Ale przed starciem z Chorwacją problem wrócił, bo wbrew prognozom w Gdańsku nie spadła nawet kropla deszczu. Trener Chorwatów Slaven Bilić nie zgodził się polać trawy, ale według nieoficjalnych informacji Hiszpanie naciskali delegata UEFA i ten poszedł na kompromis. Zgodził się włączyć zraszacze, ale aż na półtorej godziny przed meczem. I to tylko na 13 minut.


Murawa w Gdańsku była jednak śliska, Hiszpanie nie mieli prawa narzekać. W porównaniu z Chorwatami mistrzowie świata i Europy byli też w o tyle korzystniejszej sytuacji, że im awans do ćwierćfinału dawał każdy remis. Sytuacja skomplikowała się nieco dopiero w 35. minucie, kiedy w Poznaniu bramkę dla Włochów strzelił Antonio Cassano. 0:0 do przerwy w Gdańsku i 1:0 dla Włochów w Poznaniu oznaczało bowiem, że Hiszpanie wyjdą z grupy, ale tylko z drugiego miejsca. Za Italią. A to oznaczało z kolei, że już w półfinale mogliby trafić na innego wielkiego faworyta Euro - Niemców.


Ale mistrzowie świata i Europy wcale nie zamierzali atakować. Co więcej, po godzinie trener Vicente del Bosque zdjął jedynego klasycznego napastnika Fernando Torresa i na środku ataku grał David Silva, a potem Cesc Fabregas. Być może decyzja del Bosque była reakcją na akcję Chorwatów z 59. minuty, kiedy po genialnym zagraniu Luki Modricia z bliska głową strzelał Ivan Rakitić. To powinna być bramka, ale Hiszpanów uratował Iker Casillas.


W końcówce Chorwaci nie mieli wyjścia - odsłonili się i poszli na wymianę ciosów. A za taką grę z Hiszpanami płaci się wysoką cenę. Kontrę Fabregas, Iniesta, Jesus Navas strzałem do pustej bramki wykończył ten ostatni. W tym momencie Chorwaci stracili wiarę i pożegnali się z Euro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz